4.07.2013

Rozdział 11

Szkoła

   Nie potrafiłam trzeźwo myśleć na lekcjach . Co chwilę bałam się o Marcina oraz rozmyślałam o Rogerze. Mój chłopak miał wstrząs mózgu, tracą przy okazji całą pamięć. Zapomniał o wszystkim wraz ze mną. Ogromnie mną to wstrząsnęło. Było mi na początku z tym za ciężko. Potem jednak zawładnęłam nad emocjami. Tylko, że miałam teraz problem z chłopakiem Lucy. Byłam pewna, że nic do niego nie czuję do momentu fizycznego zbliżenia. Nadal kochałam Marcia. Roger był mi prawie obojętny, ale jak był mnie blisko to tak nie było. Czułam łączącą nas więź jakiej nie odczuwałam z moim ukochanym. Oboje nie mogliśmy nad nią zawładnąć, a ona nad nami tak. To było prawie jak magia. Magia, która naprawdę nie istnieje. Bałam się o to co mogę zrobić nienaumyślnie.
 Włączyłam się dopiero na lekcji biologii. Moim znienawidzonym przedmiocie. Dla jednych wydaje się łatwy, ale to był trudny i nudny dział. Pani, rysowała na tablicy rośliny okrytonasienne i jakieś cykle rozwojowe. Ja je tylko wiernie przerysowywałam do zeszytu.
 Siedziałam w ławce sama. Nigdy nie czułam się lubiana w klasie tak jak kiedyś. Teraz ludzie byli za bardzo fałszywi. Udawali osoby jakimi nie byli. A zwłaszcza dziewczyny. Nie czułam się już tak popularna jak za czasów gimnazjum. Nie miałam prawdziwych przyjaciół. Nie licząc oczywiście Lucy, Marcina i Rogera. Ludzie mnie zbywali. Czasem wydawało mi się, że jestem niewidzialna. Sprawiało to mi ogromny ból, ale nadszedł już czas, by się z tym uporać.
 Blond włosa nauczycielka dyktowała różne różne definicje, nie zwracając uwagi na nic. Nie obchodziło ją nawet to czy ktoś coś w ogóle zapisał. Zadzwonił dzwonek, ogłaszając przerwę. Kobieta się wkurzyła, ponieważ nie zdążyła podać wszystkiego. Uczniowie wraz ze mną szybko, wyszli z sali.
- Jak się trzymasz? - -rozległ się po korytarzu znany mi głos
 Chciałam wyłonić z tłumu te osobą, ale nie mogłam jej znaleźć. Ktoś od tyłu, zasłonił mi oczy.
- Zgaduj... - zmienił się głos tej osoby, więc nie byłam niczego pewna
- Eee... Lucy, to ty? - wzięłam jej ręce z mojej twarzy
 Udawała obrażoną. Przytuliłam ją mocno do siebie. Wyszeptałam do jej ucha dwa słowa: "Pilnuj się!". Po chwili rozpięłam jej stanik. Odeszłam od niej na pewną odległość nieustannie się śmiejąc. Wiedziałam, że się tego nie spodziewała. Zwijałam się ze śmiechu. Wśród osób ujrzałam Rogera. Mój wzrok na chwilę się spotkał z jego, ale potem oboje odwróciliśmy głowy.
- Sandra! Zabiję cię! - te krzyki należące do Lucy, wyrwały mnie z namysłu
 Podeszłam do niej, zapinając górną część bielizny. Spojrzałam na nią przepraszająco. Wiedziałam, że mi wybaczy.
- Przynajmniej wiem, że jest dobrze. Nie muszę się o ciebie już tak martwić - spojrzała na mnie
 Pokiwałam głową, zawieszając torbę na ramieniu. Trójką poszliśmy do wyjścia ze szkoły. Wreszcie skończyły się męczące piątkowe lekcje. Poszłam posłusznie do samochodu Amerykanina. Zastanawiałam się skąd wytrzasnął tak dobre auto. Podwieźli mnie do szpitala, na własne życzenie. Zależało mi na tym, by codziennie w miarę możliwości odwiedzić chorego. Mogłam mu w ten sposób o sobie przypomnieć. Pomachałam parze na pożegnanie. Odpływając myślami do marzeń. Chciałam teraz mieć tak jak oni. Byłam zazdrosna, ale wytrzymałam to. Weszłam do budynku, którego nienawidziłam.
 Szpital zawsze mi się jakoś kojarzył z miejscem, do którego nie warto powrócić. Teraz moja myśl się zgadzała. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu miejsc. Byłam w takim ośrodku tylko raz nie licząc narodzin. Od urodzenia mam odziedziczoną chorobę po babci. W moim brzuchu, znajdują się kamienie w woreczku żółciowym. Nie jest to za przyjemna dziedziczność, ponieważ muszę w życiu unikać wielu rzeczy i w każdej chwili może mi się pogorszyć. Czasem boję się, że mogę mieć jakikolwiek atak.
 Weszłam do budynku, udając się w to samo miejsce co ostatnio. Do pokoju 112. Nie specjalnie się spieszyłam. Bałam się, że znów dostanę histerii. Chciałam wszystko mu wytłumaczyć, przypomnieć oraz przeprosić. Tym razem wszystko miało być robione spokojnie. Byłam na wszystko przygotowana. Otworzyłam drzwi, od razu na niego patrząc. Nasz wzrok się spotkał. Uśmiechnęłam się odruchowo.
- Część. Przyszłam ci wszystko wytłumaczyć... - powiedziałam
- Dobrze. Możesz usiąść - odparł zachrypły
 Zasiadłam przy nim, układając wszystkie myśli z tym co chciałam mu powiedzieć. Odchrząknęłam, zerkając na niego. Poprawiłam nerwowo włosy, uśmiechając się niewinnie.
- Dobrze... Zacznijmy ode mnie. Nazywam się Aleksandra, ale wszyscy mówią na mnie Sandra. Znamy się od gimnazjum. Kiedyś sobie dokuczaliśmy, ale w końcu przełamałeś lody i do mnie zagadałeś jak cywilizowany człowiek. Pomagałeś mi we wszystkim, a ja tobie. Nigdy się nie rozstawaliśmy - do oczu, napłynęły mi łzy, ale próbowałam je powstrzymać - Wybraliśmy to samo liceum i klasę. Po jakimś czasie wyznaliśmy sobie miłość, po moim małym wypadku... Kiedy powiedziałeś co do mnie czujesz.. czułeś byłam w niebie. Kocham cię od kilku tygodni, ale wiem że to jest właśnie to - chyba- Po naszej randce w Magnolii, napadli nas dwaj mężczyźni. Udało ci się ich przezwyciężyć, tylko coś poszło nie tak. Osunąłeś się na ziemię bez oznak życia. Byłam zdruzgotana. Przywieziono nas tutaj. Nie winię cię za to, że nic nie pamiętasz. To nie twoja wina, że dostałeś małego wstrząsu mózgu. Chcę być wiedział, że wszyscy cię kochamy i chcemy byś już wyzdrowiał, Marcinie.
 Popatrzył na mnie tymi ciemnymi oczami. Już wiedziałam, że bardzo mi go brakuje. Wykrzywił wargi w oznace zdziwienia.
- Bartku.. - poprawił mnie
- Och, faktycznie. Zapomniałam, że nie pamiętasz nawet swojego imienia - zatrzepotałam rzęsami, by się nie rozpłakać
 Położył rękę na mojej dłoni. Spojrzałam na niego, płacząc. Widziałam w jego oczach zrozumienie. I tak go kochałam. Nawet jeśli nie wiedział kim jest i kim ja jestem. Otarł mi łzy kciukiem. Przeszedł mną dreszcz. Dawno mnie tak delikatnie nie dotykał.
- Nadal niczego nie pamiętam, ale wiem że dla mnie musiałaś wiele znaczyć. Gdybym tylko coś pamiętał, wiedziałbym, że mam tak cudownych przyjaciół. Przepraszam, że cie tym ranię.. Nie chciałbym byś się już smuciła, Sandro. Za nie długo będzie tak jak dawniej... - uścisnął mą dłoń
 Pokiwałam głową. Otarłam wolną ręką nawilżone oczy. Przynajmniej mówił do mnie miłe rzeczy. Posłałam mu uśmiech, wiele dla mnie znaczący.
- Jutro się zobaczymy? - spytał
- Postaram się o to - odpowiedziałam z nadzieją
 Wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Pojechałam na komisariat zgłosić całe te wydarzenie. Bałam się o to jak przeżyję napływ emocji. Ale może dam radę...


Przepraszam, że tak długo czekaliście. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Kolejne zdanie nasycone moim życiem. Oby się podobały ! Kolejny będzie w zależności ode mnie! ;)

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!
    Jejku no oby Marcin sobie wszystko przypomniał... Mam nadzieję, że tak w końcu się stanie :)
    Czekam nn :*
    Weny kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Panda ^(*.*)^11 lipca 2013 19:33

    genialny rozdział.
    nie mogę doczekać się następnego.
    mam nadzieje, że Marcin odzyska pamięć

    życzę Weny... ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pingwinek <(*)11 lipca 2013 19:35

    świetny rozdział
    mam nadzieje,że szybko dodasz następny rozdział, bo nie mogę się już doczekać co będzie dalej...
    ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz co? Naprawdę nie wiem, dlaczego nie dostałam linku do tego bloga dużo wcześniej, tylko dopiero na 11 rozdziale. Chyba się obrażę. To jest tak dobre, że sama nie wiem co napisać. I ty mówisz, że moje opowiadania są dobre. Przy twoim? Błagam cię. Bardzo chciałabym, aby Marcin odzyskał pamięć i wszystko sobie przypomniał, bo szkoda mi go. Zniecierpliwiona czekam na kolejny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to motywacja ♥
A ja zawsze się odwdzięczam!