17.07.2013

Rozdział 12

Zabrali go, a ja wróciłam!

 Pobyt na komisariacie nie był najbardziej przyjemną chwilą piątkowego dnia. Musiałam znów sobie wszystko przypomnieć. Dałam radę, ale na początku nie było łatwo. Od dwóch dni unikałam matkę. Dziś znowu wyszłam z domu tylnymi drzwiami. Byłam ubrana w jeansową koszulkę, którą włożyłam w czarne szorty. Włosy, upięłam w estetycznego koka.
  Teraz, odbywała się lekcja wychowania fizycznego. Był poniedziałek któregoś września. Zawsze nie znałam dokładnej daty dnia. Mieliśmy grać w baseball. Nie byłam za dobra w tej dziedzinie. W dodatku była to gra chłopcy na dziewczyny. Każda koleżanka popisywała się silnym odbiciem, przyszła moja kolej. Dwa razy spudłowałam. Usłyszałam głos Rogera przekrzykujący hałas. Mówił bym skupiła się na piłce. I tak zrobiłam. Udało mi się. Piłka poleciała wysoko, ale ja nie ruszałam się z miejsca. Zdezorientowana nie wiedziałam co robić.
- Biegnij, Sandra! - krzyczał Amerykanin
  Ruszyłam do każdej z baz bardzo szybko. Kij zostawiłam dopiero w połowie drogi. Dotknęłam ostatnią bazę nogą jeszcze przed czasem. Tylko, że poślizg, który dokonałam mnie znokautował. Rozbiłam sobie kolano. Ciekła z rany krew, ale ja nie czułam bólu. Zdawało mi się nawet, że mogę chodzić. Szybko znalazł się koło mnie Roger. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie ma dziś w szkole Lucy. Pomógł mi wstać.
- Wszystko dobrze? - uniósł brew
- Tak, tak to tylko małe zadrapanie...
  Syknęłam z bólu, wiedząc już że to nie była prawda.
- Coś ci się stało? - zapytał z troską
- Tylko zadrapanie na nodze.
- To nie jest żadne zadrapanie, Sandro. To jest głęboka rana, którą trzeba może nawet zaszyć...
- Mhym... - odpływałam powoli z tego świata
  Zobaczył, że powoli słabnę. Wziął mnie na ręce, wynosząc z budynku do karetki. Tylko tyle widziałam. Straciłam po chwili przytomność...

~ Później ~

 Obudziłam się znów w białym pomieszczeniu. To mnie zaczęło już przerażać. Czułam się tak jakbym była w psychiatryku. Obok mnie siedział na krześle Amerykanin. Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając. Był dla mnie bardzo opiekuńczy. Zobaczyłam, że trzyma mnie za rękę. Uścisnęłam jego dłoń.
- Dziękuje ci za wszystko - odrzekłam słabym głosem
- Sandra? O boże... Dobrze, że się już obudziłaś. Bałem się o ciebie. Jak się czujesz?
- Było by lepiej, gdyby nie kolano. Czuje się nawet... dobrze...
- Cieszę się. Masz szczęście, bo możesz już dziś stąd wyjść. Rana nie była aż tak głęboka, więc nie jest źle. Możemy odwiedzić od razu Marcina...
- Marcin tu jest? - wypiszczałam, unosząc brew
- Tak. Jak chcesz... - nie dałam mu dokończyć
- Chcę! - uśmiechnęłam się szerzej
- Okey, to idziemy!
  Zobaczyłam, że coś trzyma w ręku. Na sam widok tego, pokręciłam głową. Nie miałam zamiaru chodzić o kuli jak starzy ludzie. Ponownie, pokręciłam głową.
- To był jeden jedyny warunek, żebyś wyszła ze szpitala...
- No dobrze już... Nie chcę znów tu być - wzięłam do rąk kulę
  Wbrew pozorom ciężko się chodziło o kuli. Stawiałam małe kroki, by się nie przewrócić. Roger mnie z tyłu asekurował. Doszliśmy do pokoju 112. Wchodząc do niego, opadła mi szczęka. Pomieszczenie było puste. Może to nie był ten szpital? To było niemożliwe, ponieważ zobaczyłam Zamę. Moja byłą pielęgniarkę. Zatrzymałam ją, żeby się czegokolwiek dowiedzieć.
- Witaj, Sandro. Marcina nie ma tu od wczoraj wieczorem. Zabrali go do innego szpitala na intensywną terapię. Trochę mu się... pogorszył stan zdrowia. Bardzo mi przykro.
  Popatrzyłam na nią, wybijając wzrok w jej oczy pełne troski. Nie było go. Przerosła mnie ta świadomość. Zabrali go, a ja wróciłam. Miejmy nadzieję, że na krótko. Moje emocje, uwolniły się spod mojej kontroli. Spojrzałam na nią ostatni raz. Mimo tego, że szłam z kulą próbowałam biec. Musiałam natychmiast wyjść. Na korytarzu się potknęłam o kule. Prawie bym upadła, gdyby nie Roger. Podtrzymał mnie, przyciągając do siebie. Byliśmy od siebie niemal na kilka centymetrów. Spojrzałam mu w oczy. Nadal przewyższał mnie o głowę. Wbiłam w niego wzrok, potem wtulają się w jego ciepłe ciało. Płakałam jakoś stojąc na nogach. Nie zwracałam uwagi na jakikolwiek ból. Ten mi wystarczał. Uniósł mi podbródek, ścierając z policzków łzy. Odwróciłam głowę od niego. Nie chciałam byśmy zdradzali ukochane osoby. Usłyszałam, że westchnął. Podniosłam z ziemi moją "podporę". Poszłam w kierunku wyjścia. Nadal zrozpaczona, nieustannie płakałam.
- Sandra, zaczekaj! - krzyczał chłopak
  Podjechał po mnie samochodem. Nie chciałam do niego wsiadać, ale jak i też miałam ochotę to zrobić. Spojrzałam na niego, kręcąc głową. Przypomniał mi się mój ukochany cytat, który sama dla siebie wymyśliłam. "Wszystko zależy od wyboru, którego dokonasz". Najgorsze błoto, że to była prawda. Wszystko zależy od wyborów jakie dokonujemy. Teraz mogłam źle wybrać, ale zaryzykowałam.
- To jest już ostatni raz. Tamtego nie liczymy...
  Usiadłam na miejscu koło kierowcy, bo było łatwiej tam z kulą. Jechaliśmy w kierunku mojego domu, ale potem zmieniliśmy kierunek. Zaczęłam coś podejrzewać.
- Gdzie my jedziemy? - zmarszczyłam brwi
- Niespodzianka - puścił mi oko
  Lubiłam niespodzianki aż do dziś. Bałam się o to co może się wydarzyć. Po kilku minutach stanęliśmy. Znalazłam się w miejscu, w którym nigdy nie byłam. Zaskoczyło mnie to, że on je znał. Byliśmy na górce, z której było widać całe miasto. Nawet Sky Tower. Przy tym towarzyszył nam jeszcze zachód słońca. Popatrzyłam na niego, wzruszona. Rozejrzałam się dookoła. Zapadło mi dech w piersiach.
- Roger, tu jest przepięknie!
- To dobrze, że ci się się podoba. Chciałem choć raz cię uszczęśliwić.
- Udało ci się - posłałam mu delikatny uśmiech
  Podszedł do mnie, trzymając mnie za rękę. Tym razem mu się nie wyrwałam. Potrzebowałam drugiej osoby, a Marcina przy mnie nie było. Przybliżył się do mnie, obejmując mnie w tali. Przywarłam do niego cały moim ciałem. Nie opierałam się.
- Wiem, że nie powinniśmy, ale bardzo mnie do ciebie ciągnie. Kocham was obie w inny sposób. Nie chcę tego robić, ale to jest silniejsze ode mnie...
  Nachylił się nade mną, by złożyć na moich wargach pocałunek. Podjęłam w międzyczasie wybór. Dopóki nie ma przy mnie Marcina, mogę nacieszyć się Rogerem. Złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Całowałam go zachłannie, by nadrobić zaległe całusy. Z czasem pocałunkom, towarzyszyły nasze języki. Owinęłam ręce wokół jego szyi, domagając się więcej od jego strony. Tak zakończył się ten dzień. Dwadzieścia cztery godziny nieszczęścia i zdezorientowania.


 Już 12 rozdział! Wow. Nieźle nam idzie. Kocham tego bloga, bo o mnie opowiada w 80%. Szablon stworzyła kochana Misao. Zawdzięczam jej to. Jesteście niezastąpieni! :*

Blog o wilkach, a po czasie moja autorska książka : Inhalation  Zapraszam ♥ !

5 komentarzy:

  1. super opowiadanie <3
    czemu tak późno zaczynam czytać tak zajebiste opowiadania O.o?
    ciekawi mnie czy Lucy dowie się o "romansie" Sandry i Rogera.. ;>
    czekam nn <3

    iwanttodieforonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ;)

    + 4 rozdział na moim blogu third-timee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pingwinek <(*)28 lipca 2013 17:43

    czekam nn ;D

    ehh..kiedy Sandra dowie się o romansie Rogera z Sandrą?

    czy to fair wobec Marcina?
    On walczy o życie, po tym jak uratował Sandrę, a ona go zdradza...;/
    wiem,że go przy niej nie ma i że jej nie pamięta...ale on ją kochał i na pewno nadal kocha..

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!
    Bardzo mi się podoba!
    Tylko szkoda mi w tej sytuacji Marcina. Naprawdę... Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nawet jak on się o wszystkim w końcu dowie i sobie o wszystkim przypomni, to między nimi się nic nie popsuje. Bo on ją przecież cały czas kocha... Ale tego niestety nie wie xD
    No czekam nn :*
    Weny kochana życzę <3
    onewayoranother-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow superowy. I co ty teraz zrobisz jak kochasz oby dwóch , jeśli zdradzasz jednego to ranisz drugiego , ciekawe jak się to wszystko potoczy. Życzę ci weny i pomysłu na dalszy ciąg. <3 :-D

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to motywacja ♥
A ja zawsze się odwdzięczam!