Zostały tylko dwa
* Sandra *
Minął dzień, całe dwadzieścia
cztery godziny, a już kolejny raz wylądowałam w szpitalu. Kiedyś
było to rzadkością, lecz czasy się zmieniają. Rzadkość
przemieniła się w codzienność. To co wydarzyło się tak szybko
było męczące psychicznie. Dwóch najbliższych przyjaciół nie
łatwo stracić. W moim życiu jednak było to możliwe. Tajemniczy
nadawca esemesów wszystko mi niszczył. Wiedział bardzo dużo, a
ujawnił się dopiero tego dnia. Nie oznaczało to dla mnie nic
dobrego. Raz się żyje, więc chcę skorzystać na całego.
- Lucy jest w ciężkim stanie... Z kim
mogę o tym pomówić? - odezwała się lekarka
Siedziałam od jakiegoś czasu na
miejscu, czekając na wiadomość o stanie mojej przyjaciółki.
Czułam się bardzo źle, bo to my ją sprowadziliśmy do takiego
stanu. Zraniliśmy ją bardzo mocno, więc emocje przejęły nad nią
kontrolę. Do tego to wszystko doprowadziło. Tajemnicze "Z"
stwierdziło, że usunęło ją z naszego życia. Spojrzałam na
białą jak kreda dziewczynę, a przeniosłam wzrok na Rogera. Nie
mogłam tego znieść, więc odwróciłam głowę.
- Ja... - głos łamał się mojemu
towarzyszowi -...mogę.
Wiedziałam, że on też na swój
sposób to przeżywa. Był człowiekiem jak każdy. Nie łatwo jest
kogoś stracić, zwłaszcza w tak młodym wieku. Posłałam mu słaby
uśmiech. Bałam się o nią i byłam gotowa na najgorsze. Przecież
to mogło wkrótce nastąpić. Lada moment się obejrzę, a to się
wydarzy. Po chwili zostałam sama jak palec pośród białych ścian.
Rozejrzałam się dookoła, w pewnym momencie coś przykuło moją
uwagę. Kartka z czarnym napisem "Dla S.", przyczepiona do
drzwi.Obejrzałam się nerwowo za siebie, biorąc ją do rąk. Miałam
nadzieję, że nikt tego nie widział. Z tyłu było napisane coś
czarnym drukiem, wybijającym polskie znaki. Kolejna groźba,
skierowana do mnie.
* Roger *
Zerknąłem na pielęgniarki,które
wierciły się ciągle koło mojej dziewczyny. Tak dużo zniszczyłem,
że nie mogłem tego sobie wybaczyć. Pani doktor spojrzała na
wyniki badań, po chwili przenosząc wzrok na mnie. Posłała mi
lekki uśmiech, jeden z tych na pocieszenie. Nie podobało mi się
to, ale wolałem mieć to za sobą.
- Roger, tak? - spytała beznamiętnie
- Tak... - zmierzyłem ja wzrokiem -
Proszę zacząć mówić...
Wbiła we mnie wzrok, zakładając na
nos okulary.
- Dziewczyna została potrącona przez
samochód, tak? Myśleliśmy, że to nic poważnego.. - zacięła się
-...okazało się, że połamano jej kości i uszkodzono
kręgosłup. Z tego wynika, że nigdy już nie będzie zdolna
chodzić, ale...
Przeniosłem na nią wzrok, który był
bardzo niemiły. Kobieta trzymała mnie nadal w niepewności.
- Jest u progu śmierci. Krew przestaje
krążyć w jej organizmie i nie możemy nic z tym zrobić. Mam
jeszcze wiele poważnych obrażeń, w tym niedotlenienie mózgu.
Zostało jej niewiele czasu... Powinniście się z tym pogodzić...i
się pożegnać.
Spojrzałem na nią, chcą potrząsnąć
nią i powiedzieć że ma działać, a nie gadać. To nie mogła być
prawda. Lucy miała być tu z nami. Nigdzie się nie ruszać.
Wyszedłem z pokoju ledwo trzymając się na nogach. Ona przecież
przeniosła się do Wrocławia, by tu zamieszkać, a nie umrzeć.
Miała być ze mną na zawsze. To nie mogło się tak skończyć. Nie
może nas takich zapamiętać. Jako zdrajców. Nie mogła od nas
odejść. Nie teraz.
* Sandra *
Wbiłam wzrok w kredową kartkę, chcąc
by to było tylko kłamstwo albo żart. Bardzo śmieszny dowcip,
który mnie nie dotknie.
" Tik-tak, tik-tak... Czas wybija,
prawda? Pożegnałaś się z Lucy? Jak nie to zrób to póki możesz.
Ona trafi do nieba, za to ty przeciwnie. Drugie życzenie... Zostało
spełnione. Nie zapomniałam jak mówiłaś Marcinowi, że kiedyś
powiesz za co tajemnicę przepraszasz. Upss. Zrobiło się to za
ciebie na papierze. Słodkich snów, a nie raczej koszmarów!
-Z"
Ktoś bawił się mną, chcąc bym
stała się niczym marionetka. Nadawca pisał jako osoba płci
żeńskiej. To była albo pierwsza poszlaka, albo pierwsza pułapka. Zgięłam papier, wrzucając go do kosza na śmierci. Ta gra nie była
czysta. Łatwo było bawić się czyimś życiem, ale ciężko było
ponieść konsekwencje.
- Aleksandro! - powiedział ktoś za
mną
Odwróciłam się, patrząc na
przygnębionego Amerykanina. Bałam się co ta babka mu nagadała.
- Lucy ma same zdrowotne problemy.
Będzie jeździć na wózku lub.. umrze. Możliwe, że jeszcze dziś
ją stracimy...
Słowa chłopaka, obiły się echem w
moich uszach. To było niemożliwe. Ten przeklęty los był
niesprawiedliwy. Ona miała zostać z nami na zawsze!
- Nie. Nie, rozumiesz? Nie, nie
odejdzie. Zrozum to!
Krzyczałam jak opętana, płacząc.
Moją rozpacz zagłuszył pisk aparatury. Na naszych oczach Lucy
odchodziła. Reanimacja nie pomogła. Robili wszystko co wydawało
się w ich mocy. Wzięła ostatni oddech, znikając z tego świata.
Maszyna przestała wydawać dźwięki. Moja jedyna przyjaciółka
odeszła. Zostałam tylko ja, Roger i Marcin. Tajemnicze "Z"
się dopiero rozkręca. Pewnie szykuje coś na moje ostatnie
życzenie. Zaczęłam zastanawiać się ci może nim być i właśnie
mnie olśniło. Pragnęłam swojej śmierci. Tego właśnie ten ktoś
pragnął. Robił wszystko, by mnie do tego dobrowolnie zmusić. Ode
mnie już to zależało. Przecież Lucy przepadła, Marcin nie jest
sobą i mnie teraz pewnie nienawidzi, tylko Roger został. Kochałam
go, ale oboje zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nic nas nie łączyło
prócz przyjaźni. Musiałam jak najprędzej udać się do osoby,
która naprawdę była całym moim sercem.
- Przykro mi Roger, ale teraz muszę
jechać do szpitala do Marcina. Muszę odkręcić wszystko nim będzie
za późno!
Owszem to jest przed ostatni rozdział. Mam nadzieję, że ktoś go przeczyta i poczeka na wielki finał! <3
Co ? Nie ! Co ? Nie ! Lucy ! :cogolnie rodzial podoba mi sie. Szkoda ze lucy odeszla :c i te pogrozki caly czas. Mm nadzieje ze blog nie bdz teraz schodzil na tory samobojstwa.. przeczucia.. glupie przeczucia. Czekam na nn, zreszta ty o tym wiesz c: :*
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na http://hiheeuih.blogspot.com/
Pozdrawiam :*